Odczepcie się wreszcie od coachingu
Odczepcie się od coachingu. Zmęczyłam się. Serio.
Bo ileż można tłumaczyć czym coaching jest, a czym nie jest.
Ileż razy komentować posty pseudocoachów, żeby się coachami nie nazywali.
Ileż razy dziwić, że goście w klimacie „jesteś zwycięzcą” mają na wizytówkach przed nazwiskiem coach.
Ileż można czytać jakieś wynurzenia dziennikarzy, żeby ich coachem nie nazywać, bo to ich „obraża”.
Albo słuchać na debatach i konferencjach „świętych oburzonych”, że coaching to szarlataneria.
Ileż razy czytać o kursach, które w dwa magiczne dni przygotowują do tej roli. Ba, ostatnio kolega przesłał mi ekspresowy kurs online za 45zł gwarantujący bycie certyfikowanym life coachem…
Ileż trafiać nawet na naukowe publikacje, w których coaching definiowany jest jako „udzielanie instrukcji najsłabszym pracownikom”…
Kiedy wreszcie będę sobie spokojnie pracować? Kiedy społeczeństwo zrozumie czym ta metoda jest w swojej istocie? Kiedy Ci, co mówią najwięcej i najgłośniej, najpierw sprawdzą u profesjonalisty, jak to wszystko tak naprawdę działa?
Hejt na coaching przestał mnie napędzać. Zmęczyłam się. Serio.
Nie jestem coachem po dwóch dniach szkolenia. Nie pracuję z ludźmi od wczoraj. Nie nazwałam się coachem zanim nie skończyłam porządnej szkoły i nie zaczęłam pracować z Klientami. Nie bawię się w coaching, tylko realnie wspieram ludzi w zmianie. 5 lat nauki psychologii. 3 szkoły coachów. 2 certyfikacje z rzetelnych narzędzi psychometrycznych. Dodatkowe szkolenia, tematyczne konferencje, debaty, dyskusje, Coaching Cafe, Coaching Week, Learning Forum, Akademia Coachingu, Coachowiska… 12 lat pracy z grupami i zespołami. Setki godzin na sesjach coachingu. Procesy interwizyjne. Własna superwizja. Superwizja innych coachów. Dziesiątki przeczytanych książek w tym temacie. Mnóstwo zadowolonych zespołów, efektywnie działających liderów, realizujących swoje cele Klientów….
To mnie powinno obrażać to całe gadanie głupot o coachingu. Zmęczyłam się. Serio.
Bronię tej metody jak mogę, bo nie mogę zrozumieć skąd ten hejt. Byłam i na debatach i w radio i w gazetach. Od dawna piszę tego bloga. Szkolę, opowiadam. Gadam przy kawie, tłumaczę na messengerze. 2018 był wybitnie pod tym znakiem. Mam poczucie, że zaniosłam coachingowy kaganek oświaty setkom osób i te setki jednym głosem potem mówiły: „wow, to naprawdę świetna metoda”, „teraz rozumiem o co chodzi i bardzo mi się to podoba”, „mega, chcę stosować coachingowy styl zarządzania”. Jednak to wciąż jakby kropla w morzu potrzeb. To wciąż za mało. Zupełnie jakby od mojego mocnego artykułu z 2015 roku „W obronie profesjonalnego coachingu” niewiele się zmieniło. Wciąż poznaję nowych ludzi i wciąż od nowa to samo….
Może za mało robimy jako „środowisko” coachów? Może za dużo się na siebie oglądamy, ściągamy, porównujemy, zamiast działać razem? Opadły mi kiedyś ręce, jak usłyszałam od innego coacha, że nie będzie mi już lajkował wpisów, bo robię takie fajne rzeczy, że nie będzie mi podbijać zasięgów…. Dla mnie to ciemnogród – taka mentalność ostrej konkurencji….
A może za mało robimy w ramach organizacji zrzeszających coachów? Może można inaczej? Z energią, w jednym celu? Co myślicie?
Chciałbym już w 2019 robić swoje. Nie tracić czasu na warsztatach na pogadankę czym coaching jest, tylko przejść od razu do rzeczy. Pracować bez tych haseł „tylko nie nazywajmy tego procesu coachingiem zespołowym, bo szef ma alergię”, bez słów „oj coaching-srołczing – rób Asia swoje, ale nie używaj tego słowa”, bez porad „niech Pani lepiej w bio na pierwszym miejscu wpisze psycholog, a nie coach, bo głupio”. Jaka alergia ja się pytam? Jakie głupio?
W czystej postaci coaching to przecież genialna metoda wspierająca rozwój, zarządzanie ludźmi, funkcjonowanie zespołów, ułatwiająca osiąganie celów. Widzę co daje. Widzę jak w procesie zmieniają się moi Klienci. Widzę o ile lepiej pracują potem całe zespoły. Coaching działa i kropka. I to jak działa!
Oczywiście nie jest metodą dla wszystkich. Oczywiście bywa, że coaching „nie daje rady”. Oczywiście dla jednych wspaniała jest terapia, dla innych wspaniały mentoring, albo wspaniałe szkolenia i instruktaż. I coaching też jest wspaniały. Tylko najpierw trzeba dowiedzieć się jak działa, co w tej metodzie jest najważniejsze, na co uważać i kiedy sięgać po takie wsparcie.
Poradzę sobie bez coachingu. To nie o to chodzi. Po prostu szkoda mi, żeby Ci, którym taka forma rozwoju bardzo by pomogła, przez to całe zamieszanie, zwyczajnie po nią nie sięgną. A mogliby sobie dzięki procesowi coachingu żyć spokojniej, mogliby mieć głębsze relacje, mogliby być skuteczniejszymi liderami, mogliby się mniej stresować, a bardziej angażować w życie, mogliby zmieniać perspektywę na #chcesiężyć, mogliby poznać smak samooakcpetacji, mogliby się odważyć założyć własny biznes, mogliby budować zgrane i efektywne zespoły. A tak klops. Nic się nie zmienia…
To jak będzie? Podziałamy razem, żeby coaching wreszcie przestał być obiektem hejtu? Jak masz jakiś pomysł, który mogę wesprzeć – napisz, zadzwoń!
Jak trafiasz na ten wpis przypadkiem i nie wiesz czym tak naprawdę jest coaching, to zapraszam Cię do lektury tego bloga. Zaparz sobie pyszną herbatę i kliknij kategorię „COACHING I SUPERWIZJA”. Znajdziesz tu 105 (!) artykułów o sednie coachingu.
Możesz zacząć od tego:
Albo samo gęste jest tutaj:
O coachingu zespołowym tutaj:
Jakiego coacha wybrać tu:
Możesz poczytać też o coachingu w cytatach:
O kluczowych umiejętnościach coacha zaś tutaj:
O narzędziach tu:
Jednym słowem – zostań na dłużej.
Pozdrawiam serdecznie i z nadzieją….
Udostępnij ten artykuł dalej. Może dzięki temu morze wiedzy o coachingu się nieco poszerzy? :)
Dziękuję za wsparcie!