W świecie coachów i trenerów są wspaniali ludzie. Tacy, od których można czerpać garściami, którzy dzielą się hojnie i niezwykle inspirują. Poznałam takich pięknych ludzi, Wy też ich poznajcie. Krok po kroku, wywiad po wywiadzie będą pojawiać się tutaj i będą odpowiadać na pytania dotyczące coachingu i superwizji / leadership po ludzku / pracy z grupami i zespołami. Będą zmieniać nam perspektywę. Tak powstaje, mam nadzieję bardzo wartościowa, seria #Perspektywa… Zapraszam!
Marta, zacznijmy od poznania troszkę Ciebie. Powiedz, gdybyś nie była coachem to kim byś była?
Nie wyobrażam sobie innej pracy niż mam teraz. Uwielbiam pracę z ludźmi szczególnie w tej formie jaką wykonuję teraz, czyli jako coach’yca i trenera (tak zwracam uwagę na damskie końcówki). Aczkolwiek mam fantazję, jak bym mogła wzbogacić to co robię, to by było coś co by uzupełniało kontakt z ludźmi. Byłby to wątek związany z podróżowaniem, z dziennikarstwem oraz coś związane z gotowaniem i goszczeniem. Lubię spędzać czas z ludźmi – gościć, rozmawiać, jeść i śmiać się do rana.
Za co lubisz pracę coacha?
Za co? Chyba najbardziej lubię swoją pracę za to, że towarzyszę drugiemu, prawdziwemu człowiekowi w robieniu czegoś ważnego dla siebie. Lubię tę „prawdziwość” i „ważność”. Procesy, do których zapraszają mnie moi Klienci to coś intymnego i też takiego, co sięga do sedna. Nazywam to odkrywaniem swojej „pestki”. Moi Klienci podczas sesji pozwalają sobie na bycie sobą, na nazwanie swoich potrzeb, oczekiwań, marzeń. Dla mnie absolutnie czymś wyjątkowym jest to, że Klienci, choć muszę podkreślić, że głównie Klientki (najwięcej pracuję z Kobietami)… zapraszają mnie do procesu urzeczywistniania swojego JA, ufają mi. W tej pracy chodzi o zbudowanie zaufania – gdy ono jest, zmienia się wszystko i jest przestrzeń na wszystko… Na okrycia, na zwątpienia, na zatrzymania, na upadki, na śmiech i na łzy… I tu chodzi nie tylko o zaufanie do moich kompetencji, czy standardów pracy.
Wiem, że Klienci sprawdzają referencje i certyfikaty. To jest ważne oczywiście. Ale mam poczucie, że bardziej chodzi o ludzkie zaufanie, o relację, o to kim jestem i jak wchodzę w kontakt z innymi. Widzę i chyba nie boję się tego nazwać, że to kim jestem, jaki mam system wartości, jak żyję najbardziej przyciąga Klientów do mnie. Czują bowiem, że mają ze mną po drodze, że mogą mi zaufać, że ja nie udaję …
Choć jednocześnie muszę podkreślić, że ta praca uczy mnie też bardzo dużej pokory. Pokory, czyli świadomości swoich ograniczeń. Uczy mnie też, żeby być delikatnym w stosunku do drugiej osoby. Dziś, nie wyobrażam sobie innego życia, innej pracy. Dzięki za te pytanie. Niby proste, ale trzeba je sobie często zadawać.
Co jest trudnego w pracy coacha?
Najtrudniejsze w tej pracy, według mnie, jest poczucie odpowiedzialności za drugiego człowieka. Choć nie wiem, czy to trudne, czy po prostu ważne? Muszę się temu przyjrzeć. Tutaj chcę zwrócić uwagę na to, że coaching jest o tym, że to Klient bierze odpowiedzialność za swoje działania, za to kim jest, za to jaką decyzje podejmie. Coaching jest wg. mnie procesem brania za siebie odpowiedzialności. Ja, jako coach’yca jestem tylko, albo aż towarzyszką podczas tej podroży do urzeczywistniania swojego JA. Choć to nie ja wyruszam w podróż, to jednak moje towarzyszenie jest ważne. Mam w tej roli duże poczucie odpowiedzialności za proces. Mam odpowiedzialność za głębokość analizy, szerokość budowanej samoświadomości, dobór narzędzi, rytm i tempo pracy. Coś jest też po mojej stronie… Osobiście mam bardzo duży szacunek do odwagi moich Klientek i Klientów. To jest trudna rola, ale też piękna. To rola wymagająca ciągłego rozwoju, ale jak dla mnie jedyna…
Wspomniałaś przed chwilą takie pojecie jak „urzeczywistnianie swojego JA”, czy mogłabyś powiedzieć co się za nim kryje?
Proces „urzeczywistniania swojego JA”, to mój autorki model pracy. Zapraszam na moją stronę, piszę tam więcej o kolejnych etapach. Ale w skrócie jest to proces, w którym uświadamiamy sobie, że chcemy mieć więcej własnego JA w życiu. Początkiem tego procesu jest to, że czujemy zmęczenie życiem, w którym wszystko jest ważniejsze niż moje JA. Początkiem procesu jest moment, gdy poczujemy, że stawiamy siebie, swoje potrzeby na samym końcu. Nie ważne, czy to w życiu osobistym, czy zawodowym. Kiedy ktoś poczuje „Ha – chcę siebie więcej w życiu! Chcę więcej autentyczności, więcej spontaniczności, więcej odwagi” – wtedy może trafić do mnie. Proces ten w dużej mierze rozpoczyna się od poznania siebie, od poszerzania własnej świadomości, gdzie jest to moja JA. Klient stopniowo nazywa jakie potrzeby ma, jakie wartości wyznaje, jakie ma zasoby, talenty, czy style działania. Następnie Klient wybiera to, co się wybija ponad wszystko i zaczynamy nad tym pracować – jak to urzeczywistnić, jak wprowadzić w życie, jak pokazać światu. Tutaj też bardzo często pojawia się moment pracy z odwagą, ponieważ sama samoświadomość nie wystarczy żeby pokazać nasze prawdziwe JA.
A dlaczego? Ponieważ często jest tak, że gdy Klienci zaczynają pokazywać siebie i wyznaczać granicę, może się to nie spodobać otoczeniu, czy to szefowi czy rodzinie. A nawet nie może, zawsze się komuś nie spodoba. Czasami urzeczywistnianie swojego JA wymaga wielkiej odwagi nie tylko w pokazywaniu siebie, ale w wytrwaniu w swoich wartościach.
Dodam, że tym modelem pracuję zarówno w life, jak i career coachingu. Pracuję nim z menedżerami w biznesie, jak i rodzicami. Wiele osób dziwi się, że pracując jako coach kariery rzadko dotykam tematu stanowisk, awansów, wielkości wynagrodzenia. Tak jest. Mam poczucie, że moją specjalizacją jest sięgać głębiej. To jest bardziej praca z tożsamością, misją i wizją. Dotykam też często tematu emocji.
Jakie pytanie powinien sobie zadać każdy z nas, aby rozpocząć proces urzeczywistniania własnego JA?
Zachęcam, aby każda z nas i każdy z nas spojrzał na siebie z boku i zobaczył jak często jest zadowolona/y ze swojego życia? Jak często czuje spokój i przyjemną akceptację oraz na ile jest tym życiem jestem zmęczona/y, a na ile zachwyceni. Ponieważ jeżeli nie urzeczywistniamy swojego JA, to po pierwsze żyjemy życiem nie swoim i to nas kosztuje bardzo dużo energii, emocji, powoduje zmęczenie. Często czujemy objawy somatyczne, po prostu ciało domaga się uwagi. Wtedy zazwyczaj mówimy o sobie opisując się przez dwa słowa: „zmęczeni albo wkurzeni”. Choć ja bym użyła bardziej dosadnie tego drugiego określenia… Jesteśmy zmęczeni natłokiem rzeczy, których nie chcemy robić i wkurzeni nieustającym naruszaniem naszych granic i wartości. Ja bym nie tyle zadawała sobie pytania, tylko uczciwie przyjrzała się swojemu życiu.
Co byś chciała powiedzieć początkującym coachom, którzy by chcieli zająć się tematem urzeczywistniania swojego JA?
Do pracy w urzeczywistniana swojego JA trzeba dojrzeć jako coach. Mam wrażenie, że to nie jest temat dla każdego i na początek swojej praktyki. Choć mogę się mylić… Powinna to być osoba, która już ma opanowane narzędzia coachingowe, ale przede wszystkim jest już w stanie zaufać sobie i polegać na swojej intuicji. W tej pracy kluczowe jest to, by uszanować, jak dużo odwagi potrzebuje Klient, aby odważnie powiedzieć o swoich potrzebach, wartościach. A do tego potrzebna jest samoświadomość, a nie każdy coach od pogłębiania samoświadomości zaczyna swoją przygodę z coachingiem. Niestety, takie mam obserwacje. Praca nad urzeczywistnieniem swojego JA, jest pracą z emocjami z wrażliwością Klienta. To takie oswajanie siebie. Nie podejmowałabym się tej specjalizacji na początku swojej przygody z coachningiem. Chyba, że już z innych pól mamy takie umiejętności i doświadczenia w pracy z drugą osobą.
Czy są jakieś narzędzia, które Twoim zdaniem szczególnie ułatwiają coachom prowadzić procesy rozwojowe?
Bliskie mi jest myślenie, że najważniejszym narzędziem w pracy coacha jest sam coach, czyli to kim jest i jaką relację zbuduję z Klientem. Na ile w tej relacji jest otwartość, partnerstwo, bezpieczeństwo i zaufanie. Są takie sesje, że mam wrażenie, że nie robię nic, poza tym, że jestem – poza tym, że uważnie podążam, czasem pytam, wspieram w nazywaniu… Jestem uważna, zaangażowana i obecna – to najważniejsze. Tak to właśnie czuje, że nie narzędzia, ale coach i jego postawa jest kluczowa dla procesów coachingowych.
A jakie narzędzia coachingowe, Twoim zdaniem, szczególnie pomagają klientom się otworzyć, zobaczyć siebie, swoje JA?
Jestem fanką różnych kart, które są dostępne na rynku: Points of You, Faces czy Archetypy Gabrysi Borowczyk. Właściwie od 15 lat pracuje z obrazem, fotografią. Dlatego też w maju tego roku wydałam swoje karty #drzwidoja. Tak naprawdę stosuję je od dawna, ale dopiero w tym roku odważyłam się je profesjonalnie przygotować i wydać, tak by służyły innym. Ponadto lubię zapraszać Klientów do czegoś czego na co dzień nie robi „poważny człowiek biznesu”, żeby coś narysowali, coś ulepili z plasteliny, żeby pobyli w ciszy, lub z muzyką.
Są też takie momenty, kiedy korzystam z arkuszy, częściej wykorzystuje je w coachingach grupowych. Dlaczego? Kiedy jesteśmy razem na sali i każdy musi się pochylić na sobą, popracować w swoim tempie, to arkusze do pracy są przydatne i porządkujące. W większości arkusze te są moje autorskie albo są autorską wariacją na temat tego, co jest ogólnie dostępne. Najwięcej w coachingu kariery korzystam z teorii Donalda Supera, wiedzy o wartościach i emocjach, NVC, teorii Gallupa, założeń Job Craftingu, czy Metodologii Spadochron. Wielką inspiracją jest dla mnie Brene Brown i jej badania na temat odwagi czy Tara Mohr i jej podejście do kariery kobiet. Wszystkie te teorie przenikają się z moim modelem urzeczywistniania swojego JA i pracą z kartami „Drzwi do Ja”.
Co takiego jest w temacie drzwi, że on tak Cię fascynuje?
Musiałabym zapytać siebie przed 15 lat czemu zaczęłam fotografować drzwi ;-) Coś mnie cały czas do nich ciągnęło. Na przestrzeni lat uzbierała się spora kolekcja. Nawet doszło do tego, że Mąż z każdego wyjazdu służbowego przywoził jako pamiątkę zdjęcie drzwi. W pewnym momencie zauważyłam, że metafora drzwi bardzo mocno pracuje w procesach coachningowych, jako metafora zmiany, działania, wyboru, przejścia. Bardzo często w procesach coachningowych, czy w życiu, chodzi o to żeby otworzyć jakieś drzwi, a inne zamknąć i pożegnać… Można Klientowi zadać niezliczoną ilość pytań odnośnie drzwi. W instrukcji do kart daję całkiem sporo podpowiedzi. Drzwi w moich kartach są różne – są ciężkie, lekkie, masywne, jasne czy tajemnicze. Czasami trzeba pokonać jakąś drogę do tych drzwi – wspiąć się na drabinę, przepłynąć wodę. Wszelkie te skojarzenia są piękne i pracują podczas sesji coachingowych, czy warsztatów.
Lubię słuchać Twoich opowieści z życia wziętych, jaki szczególnie proces zapadł Ci w pamięci?
Ależ to jest trudne pytanie, ponieważ każdy Klient jest wyjątkowy. Wiem, że brzmi to tendencyjnie, ale tak jest. Mówię serio, bez kokietowania:) Ale opowiem Ci o jednej Klientce, która podczas procesu urzeczywistniła swoje JA. Przyszła do mnie z pytaniami o siebie w firmie, o swoją rolę jako kierowniczki. Część pracy odbywała się przez telefon i właśnie podczas spotkania telefonicznego zaczęła mówić o swoich marzeniach, pragnieniach. I kiedy o nich opowiadała zakrywała sobie twarz poduszką, chowała się pod nią, pomimo tego, że się nie wdziałyśmy. Wtedy poczułam jak ważny i trudny jest dla Klienta proces coachningowy, że nawet jak się nie widzimy, to bardzo dużo emocji pojawia się, gdy nazywamy to co ważne, gdy odsłaniamy się. Jest to często tak nowe doświadczenie, że odsłaniając się chcemy się schować.
Pamiętam, że prowadząc tę sesję poczułam, jakie to jest piękne być towarzyszką podczas tych chwil. Inaczej też pracuje się z mężczyznami. Dla nich już same zatrzymanie się, wyjście z działania, nazywanie tego co czują, czy wierzą jest często rewolucją. Cieszę się, że mam szansę pracować zarówno z kobietami (choć częściej), ale i z mężczyznami. Lubię te dwie perspektywy. Chyba dlatego, że mam dwóch Synów, Męża – mój domowy świat jest raczej męski. Na szczęście trochę ratuje mnie humorzasta kotka Brave. Tak imię kotki jest nieprzypadkowe…
Jak słucham tego co mówisz, to myślę sobie, że można powiedzieć, że coach jest powiernikiem marzeń. Powiernikiem tego co ważne, najważniejsze…
Ja bym powiedziała, że coach jest towarzyszem w nazywaniu i urzeczywistnianiu tego, co najważniejsze…
To jest piękne zdanie i idealne zakończenie, dziękuję Ci za rozmowę.
Ja też dziękuję!
Marta Iwanowska – Polkowska, MANUFAKTURA ROZWOJU, coach’yca PCC, trenerka i psycholożka. Ale przede wszystkim autentyczna Towarzyszka i człowiek, który czuje, myśli, upada, powstaje i dąży do swoich celów i marzeń. Wspiera swoich Klientów w urzeczywistnianiu swojego JA, budowaniu odwagi do śmiałego działania. Jej obszar działania to career & life & leadership coaching. Menedżerów otwiera na temat coachingowego podejścia w zarządzaniu, temat emocji i wrażliwości w pracy. Z kobietami pracuje nad tym, by sięgały po więcej… Pamięta o tym, żeby się #nażyć. Zdjęcia drzwi robi od 15 lat, a w maju 2019 roku odważyła się, by je wydać i puścić je w świat. Prywatnie jest mamą dwóch całkiem już sporych chłopców, żoną. Jest też self-adwokatką rodziców dzieci z Zespołem Aspergera. W tym obszarze wspiera Fundację Ale Klasa. Więcej na: www.manufakturarozwoju.pl
PODOBNE WPISY: